Sun Tzu – Sztuka wojny
Klasyka chińskiej literatury militarnej, znana na całym świecie Sztuka wojny, w wydaniu, które czytałem, to tak naprawdę dzieło złożone z 3 części: Sztuka wojny autorstwa Sun Tzu, Metody wojskowe autorstwa Sun Pina oraz Trzydzieści sześć forteli będące zbiorem tekstów różnych autorów, zebrane w całość pod koniec panowania dynastii Ming.
Czyli mówiąc wprost – mamy tu pozycję militarystyczną napisaną wiele setek lat temu. I dokładnie o tym jest ta książka – jak ustawić swoje wojska względem przeciwnika, jak wykorzystać ukształowanie terenu – wzgórza, rzeki, góry, mokradła albo co zrobić gdy nasze oddziały są pod wiatr. Owszem, wielu czytelników i badaczy wskazuje na ponadczasowe przesłanie tych tekstów – i owszem jest w tym wiele prawdy – natomiast musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wszelkie tego typu mądrości musimy odczytywać niejako między wierszami. Akurat tu szły z pomocą komentarze, które stanowiły w moim wydaniu połowę książki.
Przechodząc do meritum – Sun Tzu i jego potomek Sun Pin bardzo dużo miejsca poświęcają temu, aby zawsze bardzo dobrze rozpoznać teren, na którym będzie się toczyć starcie. Rozumiem, że w przypadku biznesu można to odnieść do dogłębnej znajomości branży w której się funkcjonuje. Istotne jest również dobre rozpoznanie przeciwnika (czyli konkurenta), ale również samego siebie – tak aby znać swoje mocne i słabe strony.
Mega istotne i wielokrotnie powtarzane było, aby stawać do walki tylko wtedy gdy jest się pewnym zwycięstwa – czyli nie należy tego robić, gdy nasze siły nie dorównują tym przeciwnika. Niezależnie od jego siły należy stosować zaskoczenie, czyli np atakować tam gdzie on się tego nie spodziewa. Równie istotne jest stosowanie niekonwencjonalnego podejścia – poprzez odciąganie uwagi, zmylenie, oszukiwanie. Przeciwnika należy zwodzić, o czym mówi chyba najsłynniejsza zasada Sun Tzu – pokazywać słabość gdy jest się silnym i siłę w przypadku słabości.
Bardzo ciekawe stostrzeżenie dotyczyło kupowania szpiegów i stosowania wywiadu w stosunku do przeciwnika. Otóż koszty szpiegów i cena za wszelkie informacje, które mogą dać nam zawczasu przewagę są nieporównywalnie mniejsze w stosunku do otwartego konfliktu. Czyli dużo bardziej opłaca się opłacić szpiegów i wygrać w przedbiegach niż nie zrobić tego i stawać do pełnoskalowej konfrontacji. Ciekawe była też odpowiedź na pytanie, co jest najlepszym sposobem na ulepszenie armii. Otóż jest nim wzbogacenie państwa. Jakkolwiek prozaicznie by to nie zabrzmiało – czyli hajs dobry na wszystko.
Na koniec warto wspomnieć o ostatniej, najkrótszej części książki – 36-ciu fortelach. A to dlatego, że o ile we wcześniejszych częściach wszystko trzeba było samemu wyciągać między wierszami i dopasowywać do własnej sytuacji, o tyle tutaj do każdej porady (np. „Łap rybę, póki woda jest zmącona”) był od razu dołączony przykład zastosowania tego w historii, również tej bardziej współczesnej. I trzeba przyznać, że od razu się to dużo lepiej czytało.