Richard Dawkins – Rzeka genów
Jeżeli masz zapamiętać z tej książki tylko jedną rzecz to wiedz, że znajduje się w niej wytłumaczenie sensu życia. Właśnie w niej, w tej niepozornej książce o ewolucji, której tytuł nieporadnie nawiązuje do Księgi Rodzaju, i której autor ma co najmniej kilka dużo lepszych książek na koncie – właśnie w tej książce, pośrodku niczym niewyróżniającego się akapitu tekstu znajduje się wytłumaczenie co jest sensem życia. Sama nazwa „sens życia” tam nawet nie pada, to już moje określenie. Pośród absurdalnej opowiastki o wehikule czasu, widowni na koncercie i sumeryjskim Ur – właśnie tam jest wytłumaczony (nie wprost) sens życia. Nie wiem jak wy – ja jestem zachwycony, co zresztą pewnie widać.
Książka genialnego Richarda Dawkinsa, z podtytułem „Darwinowska wizja życia”, właściwie powinna nazywać się „Rzeka wypływająca z Edenu”, bo tak prawidłowo powinien być przetłumaczony angielski tytuł. I żeby absolutnie nikt nie miał wątpliwości – to książka o ewolucji i organizmach żywych. Otwierając ją na losowej stronie znajdziesz tam antylopy i gepardy, osy i storczyki, słonie morskie, świnie i drożdże. Powtórzę się, ale myślę, że warto: to książka o ewolucji i organizmach żywych. I właśnie w niej znajduje się ten niepozorny akapit, który – wg mnie – tłumaczy sens życia. I choć zwykle tego nie robię, to warto w tym miejscu przytoczyć cały akapit go opisujący:
„Wyobraźmy sobie teraz, że w wehikule czasu podróżujemy w przeszłość. Zatrzymujemy się w Koloseum albo cofamy się głębiej i lądujemy na targu w sumeryjskim Ur lub wędrujemy jeszcze dalej wstecz, byleśmy trafili na odpowiednio duże zgromadzenie. Przyglądamy się tłumowi, podobnie jak współczesnej widowni na koncercie czy meczu. Przede wszystkim zaś uświadamiamy sobie, że tych dawno nieżyjących już ludzi możemy podzielić na dwie kategorie: naszych przodków i tych, którzy nimi nie są. Jeżeli wehikuł czasu zabrał nas dostatecznie daleko w przeszłość, możemy dokonać jeszcze bardziej fundamentalnego podziału: na tych, którzy są przodkami wszystkich żyjących w roku, powiedzmy, 2007, i na tych, którzy nie są przodkami ani jednego żyjącego dzisiaj człowieka. W tak odległej przeszłości nie ma wariantów pośrednich; albo jest się przodkiem wszystkich, albo nikogo. Na kimkolwiek zatrzymasz wzrok, wysiadając z wehikułu czasu, będzie on naszym wspólnym przodkiem albo nie będzie niczyim przodkiem.”
Otóż sensem życia w najprostszym sensie jest po prostu przeżyć. Jako, że żadna istota nie jest nieśmiertelna i wszystkie umierają to organizmy (a właściwie geny – o tym za moment) wykształciły zdolność rozmnażania aby móc przeżyć dłużej. Problem w tym, że potomkowie też mogą umrzeć nie pozostawiwszy potomstwa. I tu do chodzimy to tej wielkiej myśli opisanej chwilę temu przez Dawkinsa – sensem życia jest pozostawienie takiego potomstwa, którego potomkowie rozprzestrzenią się po świecie tak bardzo, że ty staniesz się przodkiem wszystkich żyjących wtedy ludzi. Wszyscy będą twoimi potomkami. W tej sytuacji będziesz żył wiecznie, a przynajmniej tak długo jak długo istnieć będzie gatunek ludzki.
Mówiąc obrazowo – ta jedna ryba, która wyszła na ląd 375 milionów lat temu, stała się nieśmiertelna, bo wszyscy obecnie żyjący ludzie (ale też ssaki, ptaki czy gady) od niej pochodzą. Oczywiście w przypadku ludzi nie trzeba się cofać aż tak daleko w przeszłość i jak wiemy z innej książki Dawkinsa (Opowieść przodka), „ostatni wspólny przodek wszystkich żyjących ludzi żył zaledwie kilka, może kilkadziesiąt tysięcy lat temu, nie wcześniej”. Wszyscy jego przodkowie byli oczywiście też naszymi przodkami. I to jest naszym celem, czy raczej sensem życia – stać się właśnie takim przodkiem, od którego wszyscy ludzie pochodzą. Tak po prostu. Od czasu lektury wspomnianej chwilę temu książki, Opowieści przodka, sporo o tym myślałem i już trochę temu sam doszedłem do takich wniosków. Tym bardziej jestem dumny, że doszedłem do wniosków, jakie kilkadziesiąt lat wcześniej napisał sam Dawkins – mimo, że on pewnie miałby swoje własne zdanie nt. temat.
Wiem, że może przesadnie skupiam się w recenzji na tej jednej myśli czy akapicie, dlatego śpieszę już z recenzją reszty książki. Richard Dawkins snuje w niej opowieść o genach, których jedynym celem jest płynąć dalej z upływem czasu, korzystając z organizmów, w których żyją i tymczasowo przebywają. Tymczasowo, bo w trakcie rozmnażania (zwłaszcza płciowego) przenoszą się ciągle do innych organizmów i dzielą go co raz z innymi genami płynącymi w tej tytułowej Rzece genów. Bo jest to porównanie, którego autor trzyma się przez całą treść książki – rzeka [genów] wypływająca z Edenu. Cząsteczki wody w niej się znajdujące cały czas zmieniają swe położenie i towarzyszy. A co jakiś czas ta rzeka zmienia swe koryta, rozlewa się, aż czasem wreszcie rozdziela się na płynące osobno koryta, które – w odróżnieniu od tradycyjnej rzeki – już nigdy się nie łączą. Tym wydarzeniem jest specjacja, czyli rozdzielenie się jednego gatunku na dwa lub więcej osobnych. Pomijając hybrydyzację, różne gatunki (i geny w nich zawarte) nie mają już możliwości ponownego połączenia się i dlatego od tej chwili geny będą płynąć już dalej osobno.
Oprócz tego Dawkins opowiada w swej książce o pochodzeniu naszych przodków (rozdział o tzw. mitochondrialnej Ewie), a rozdział o tym dlaczego osy popełniają błąd kopulując ze storczykiem wykorzystuje jako pretekst do opowieści o wpływie ewolucji na wykształcanie kamuflażu czy stworzenie oka. Z wielkimi szczegółami (pasjonującymi!) tłumaczy odkryty „język tańca” u pszczół, przekazujący pozostałym owadom gdzie znajdą kwiat będący źródłem nektaru. Rozdział zatytułowany Funkcja użyteczności Pana Boga, ma za zadanie wytłumaczyć, że genów nie interesuje nic innego niż ich samo przetrwanie. Przy okazji w tym rozdziale autor zahacza o temat starzenia się i dlaczego ono istnieje.
Z kolei ostatni rozdział, Bomba replikacyjna, wychodzi od momentu początku życia (ale niekoniecznie na Ziemii!) i wymienia 10 kolejnych etapów jakie musi ono pokonać by ostatecznie ruszyć w podróż we wszechświat, do innych potencjalnych istot żywych. Pozwolę sobie nawet tutaj wymienić te etapy (bo dlaczego by nie?):
1) powstanie dziedziczenia,
2) wytworzenie różnych fenotypów,
3) połączenie i współpraca wielu replikatorów ze sobą,
4) powstanie organizmów wielokomórkowych,
5) wytworzenie komórek nerwowych,
6) powstanie świadomości,
7) wytworzenie mowy,
8) etap techniki,
9) etap fal radiowych,
10) etap podróży kosmicznych.
W tym miejscu książka się kończy, choć muszę szczerze przyznać – aż chce się od razu wtedy sięgnąć po bestsellerową serię Cixin Liu. czyli Wspomnienie o przeszłości Ziemi (znaną szerzej pod tytułem pierwszej części czyli Problem trzech ciał, należą do niej też Ciemny las i Koniec śmierci). Bo o ile książka Richarda Dawkinsa, jak już wcześniej wielokrotnie wspominałem, traktuje o ewolucji i organizmach żywych, to seria Cixin Liu opowiada o kosmicznej socjologii, badającej zasady rządzące interakcjami między różnymi cywilizacjami we wszechświecie. Ale to już temat na całkiem osobą opowieść…
Podsumowując – książkę Richarda Dawkinsa zdecydowanie polecam. Tym którzy chcą odnaleźć sens życia, tym którzy interesują się ewolucją, a także tym, których ciekawi marnotrawstwo systemu haremowego w kontekście proporcji płci w populacjach dzikich zwierząt.
Galeria do recenzji książki – Rzeka genów
Rzeka genów – opinie o książce w formie wideo
https://www.youtube.com/watch?v=RFQFujiNsTs