Parag Khanna – Przyszłość należy do Azji
Niesamowita książka. Mimo zaledwie 370 stron „na papierze” jest przepotężna, a tytuł idealnie oddaje cały sens książki. Jest to opowieść o Azji, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Parag Khanna zabiera nas w niesamowitą podróż po superkontynencie zamieszkałym przez 5 miliardów ludzi, który w ostatnim czasie bardzo dynamicznie się rozwija. Już tylko po tym widać, że ta podróż będzie ekscytująca.
Zaczyna się od opisu historii świata z perspektywy Azji. Autor podaje, że jest ona zupełnie nieznana mieszkańcom Zachodu i muszę przyznać mu rację. O większości postaci i lokalizacjach słyszałem po raz pierwszy w życiu. Następnie jest podróż po kolejnych regionach – Turcja, Zatoka Perska, Iran, Azja Środkowa, Indie i Pakistan, kraje ASEAN oraz Azja Północno-Wschodnia. Co ciekawe autor do Azji zalicza również Australię, z powodu jej dużych i coraz bardziej rosnących powiązań z kontynentem.
Poźniej mamy rozdział zatytułowany Azjonomika i to jest już całkiem jazda bez trzymanki. Skrupulatnie i metodycznie autor pokazuje powiązania handlowe, gospodarcze, kulturowe, społeczne i inwestycyjne pomiędzy poszczególnymi krajami i regionami. Kto rozbudowuje porty w Indiach, ile inwestuje się w republikach Azji Środkowej, dlaczego Chiny zmieniają górny bieg Brahmaputry w Tybecie albo dlaczego młodzi Chińczycy nie są już amatorami spożywania zupy z płetwy rekina? Takich informacji są setki jeśli nie tysiące. Ja sam z lektury dowiedziałem się, że w Tajlandii 20% populacji to Chńczycy albo, że Uzbekistan ma więcej ludności niż Kazachstan. Jeśli tak jak ja kochasz takie ciekawostki o świecie to będziesz w siódmym niebie. Skąd indziej bym się dowiedział, że aż 1/4 PKB Korei Południowej to rolnictwo, a 60% światowych gruntów ornych znajduje się w Afryce?
Autor opisując Azję skacze trochę po zagadnieniach, ale ja traktowałem to bardziej jak przewodnika, który za wszelką cenę chce mi pokazać jak najwięcej. Parag Khanna tłumaczy nam dlaczego Chiny są duże, ale za małe, by zdominować Azję. Bardzo ciekawa perspektywa osoby „z wewnątrz” – autor dużo podróżował po świecie, a ostatnie lata spędził w Singapurze.
Następnie mamy rozdziały poświęcone relacjom Azji z pozostałymi częsciami globu – Ameryką Północną, Europą, Afryką i obszarem Pacyfiku. Relacje ze Stanami Zjednoczonymi pod przywództwem Donalda Trumpa, europejska edukacja azjatyckich studentów, relacje handlowe z państwami Ameryki Łacińskiej czy wreszcie chińskie inwestcje w Afryce to niektóre z poruszanych zagadnień. Zwłaszcza te ostatnie to ciekawy temat, bo jak przekonuje autor: „chiński neokolonializm w Afryce to >>paplanina Zachodu<<„. Później mamy rozdział poświęcony technokracjom azjatyckim. W rozdziale tym dowiadujemy się dlaczego Azjaci wyżej cenią skuteczność i rozwiązywanie problemów niż demokraję.
Jest podrozdział poświęcony merytokracji singapurskiej (polecam, chyba mój ulubiony z całej książki) oraz chińskim sposobom wykorzystywania technologii. Książkę kończy rozdział o fuzji cywilizacji, który pokazuje jakie sukcesy odnoszą na świecie azjatyccy naukowcy, sportowcy, przedstawiciele kultury i sztuki oraz czego szerokó pojęty Zachód może się nauczyć od Azjatów. Po lekturze jej potężnej książki, przypomnijmy 370 stron, miałem poczucie jakbym przeczytał ich minimum tysiąc. Niezwykła pozycja, z wszechmiar warta polecenia…
Normalnie w tym miejscu bym zakończył recenzję, ale jest coś, co trochę nie daje mi spokoju. Wybaczcie więc dłuższą niż zazwyczaj recenzję, bo opowiem wam teraz o swoich odczuciach. W drugiej połowie książki zacząłem nagle mieć takie dziwne wrażenie, że ktoś mnie urabia. Urabia, tzn. tak na miękko kieruje moje myśli w stronę tego, że już dawno temu przegrałem. Przegrałem jako przedstawiciel kultury Zachodu. Już nawet nie chodzi o te incydentalne komentarze dotyczące świata Zachodu jako byłych kolonizatorów z poczuciem wyższości. Im dalej w las tym coraz częściej pojawiały się argumenty o tym jak Zachód jest uzależniony od rozwoju Azji – od tamtejszych rynków zbytu, od studentów płacących czesne, od drenażu talentów. Bo to Azja się rozwija a w Europie jest stagnacja i fatalny przyrost naturalny.
Już na stronie 11. można przeczytać: „Europejska młodzież boryka się z ekonomicznym ubóstwem oraz wysokim bezrobociem, przychodzi jej też zmagać się z oderwanymi od rzeczywistości politykami.” Natomiast gdy czytamy o Azji to jest o rozwoju sztucznej inteligencji w firmach w Dżakarcie, usługach informatycznych świadczonych przez Hindusów albo zaawansowanych badaniach biotechnologicznych w Singapurze. Gdybym nigdy nie był w Azji, a wiedzę o niej czerpał tylko z tej książki to pomyślałbym, że Filipiny czy Indonezja są już lepiej rozwinięte niż Polska. I nie chcę psychologizować, ale mam wrażenie, że taki właśnie cel miał Parag Khanna pisząc „The Future is Asian”. Pokazać, że zmiana świata na azjatycki już dawno temu się dokonała i jedyne co możemy zrobić to się z tym pogodzić. Daje to do myślenia.
Natomiast żeby nie kończyć w przygnębiający sposób to powiem tylko, że grafik polskiego wydania to niezły jajcarz. Dzięki niemu w książce zatytułowanej „Przyszłość należy do Azji” na północ od Chin i Kazachstanu mamy wielkie morze. Good job mister!