Stephen R. Covey, A. Roger Merrill, Rebecca R. Merrill – Najpierw rzeczy najważniejsze
Jeśli masz zapamiętać z tej książki tylko jedną rzecz to niech będzie to robienie rzeczy ważnych, ale nie pilnych. Czyli powinniśmy się skupiać na planowaniu, przygotowaniach, powierzaniu odpowiedzialności i budowaniu relacji. Bez tego będziemy wiecznie uwięzieni w pierwszej ćwiartce Macierzy Eisenhowera, gdzie sprawy naglące i sytuacje kryzysowe nas ciągle przytłaczają.
Książka Stephena Covey’a, autora słynnego bestsellera „7 nawyków skutecznego działania”, niemożebnie mnie zawiodła. Tamten hit czytałem wiele lat temu i wyniosłem z niego wiele, m.in tytułową tutaj zasadę „Najpierw rzeczy najważniejsze”. Gdy więc pisze się kolejną książkę, poświęconą bardziej szczegółowo temu paradygmatowi, to co może pójść nie tak? Jak się okazuje – bardzo wiele.
Przez długi czas męczyłem się nieznośnie czytając kolejne strony i byłem zdrowo skonfundowany, bo miałem w pamięci jak świetna była poprzednia książka Covey’a. Tymczasem tej publikacji długimi fragmentami nie dało się wręcz czytać. I dopiero w okolicy połowy do mnie dotarło – ja tak naprawdę nie czytam książki Covey’a tylko książkę, która jest podpisana jego nazwiskiem, ale ma jeszcze dwójkę współautorów: Rogera i Rebeccę Merrillów. Nie wiem kim są ci ludzie, ale ich porad nie da się wręcz czytać. A że książka wchodzi wielokroć na tematy wręcz filozoficzne to dostajemy zdania w stylu:
„W życiu wewnętrznym możemy korzystać ze samoświadomości, by odkryć nasze podstawowe potrzeby i możliwości i czynić je jak najbardziej spójnymi.”
Wszystko okej, rozumiem słowa, ale nie rozumiem o co chodzi. Jak potrzeby mają być spójne? Albo:
„Kiedy widzimy, w jaki sposób każda rola przyczynia się do funkcjonowania całości – zamiast myśleć w kategoriach niedoboru i rywalizacji – możemy wykorzystać filozofię „wygrana-wygrana”, by tworzyć dobrobyt i synergię.”
Powiedzieć o tej książce, że jest przegadana to nic nie powiedzieć. 380 stron takiego wodolejstwa i niemal brak podawania jakichkolwiek przykładów. A te które się znalazły można by spokojnie policzyć na palcach drwala. Tak więc jeśli chcesz wynieść coś praktycznego z tej książki nie-Covey’a – to życzę powodzenia. Mi się nie udało.
Opisana we wstępie Macierz Eisenhowera – choć nie była wymieniona z nazwy – to główny motyw ciągnący się przez całą książkę. Przypomnijmy – zadania do wykonania dzielą się na ważne i nieważne oraz na pilne i niepilne. Czyli umówione spotkanie z klientem będzie zarówno ważne jak i pilne (ćwiartka 1), ale już dzwoniący telefon jest pilny, ale nie ważny (bo nie wiemy kto dzwoni – to przykład z ćwiartki 3). Z kolei sprawy takie jak planowanie strategiczne czy analiza nowego rynku zbytu nie domagają się naszej pilnej uwagi – ale są ważne dla nas i organizacji w której pracujemy (ćwiartka 2). Z kolei wszelkie pożeracze czasu czy przyjemności stanowią ćwiartkę nr 4 (nieważne i niepilne). Głównym przesłaniem książki jest to, aby jak najwięcej czasu spędzać w ćwiartce drugiej (ważne-niepilne) zamiast w trzeciej (nieważne-pilne). Ma to sens – choć lepiej byłoby to opisać na 20 stronach zamiast 200.
Reszta książki opowiada o rolach odgrywanych w życiu i znaczeniu równowagi między nimi, tłumaczone jest znaczenie spójności wewnętrznej i sumienia, a także dlaczego powinniśmy planować w perspektywie tygodniowej, a nie żadnej innej. W drugiej części książki dużo miejsca poświęcone jest czemuś co można by określić mianem przywództwa skoncentrowanego na zasadach, a pod koniec jest wręcz wykładane jak być dobrym człowiekiem. Wielokrotnie, a wręcz komicznie wiele razy padało odwołanie do zasad „rzeczywistej północy”, choć wytłumaczyć wam co to dokładnie znaczy bym nie potrafił – mimo świeżo skończonej lektury.
A po zakończeniu zasadniczej treści książki są jeszcze dwa dodatki – arkusz deklaracji misji i przegląd literatury dotyczącej zarządzania czasem. I te – paradoksalnie – są świetne. Pierwszy z nich zawiera ćwiczenia z kilkudziesięcioma pytaniami dotyczącymi celów życiowych. Pomaga to uzyskać wewnętrzną jasność dotyczącą tego, co jest dla ciebie naprawdę ważne w życiu. Z kolei drugi dodatek recenzuje inne podejścia do tematyki zarządzania czasem. I dzięki niemu dopiero zrozumiałem o co chodziło w poprzednio recenzowanej przeze mnie książce – „Zwlekanie się opłaca” Rory Vadena. Jej sednem była spychologia, czyli zrzucanie z siebie wszelkich zadań do wykonania. Teraz już wiem, że moje wątpliwości co do jej skuteczności były w pełni uzasadnione.
Podsumowując – jeśli cenicie porady tragicznie zmarłego Stephena Covey’a (zmarł w wyniku obrażeń po wypadku rowerowym) – to nie czytajcie tej książki. Covey’a w niej niewiele, a pojedyncze zdania, które wyszły spod jego pióra – jak to, że
„Jesteśmy 'produktem’ naszych wyborów.”
– nie są zwyczajnie warte czytania niemal 400 stron wodolejstwa w wykonaniu pary jakichś noname’ów.