Charles Bukowski – Kobiety
Jak to już pisałem na Twitterze – „Kobiety” Charlesa Bukowskiego to jakby czytać niekończącego się FR-a pisanego przez Davida X w klimatach „Californication”. I rzeczywiście tak jest.
Przez 430 stron tej niemal autobiograficznej powieści autor opisuje w bardzo bezpośredni i obrazowy sposób jak pije, rżnie kolejne Kobiety i walczy z kacem na drugi dzień. Okazjonalnie przeplata to kolejnymi wypadami na wyścigi koni, loty po północnej Ameryce na wieczorki autorskie i własne refleksje o świecie, z których z grubsza wynika, że nikogo nie lubi i ma wszystko w dupie.
Czytając tą książkę stanie ci nieraz i pewnie odniesiesz wrażenie, że seks nie jest niczym nadzwyczajnym. Jednak ja chciałem żeby na tym się nie skończyło i żeby z tej książki „wynieść” coś rzeczywistego – coś co pomoże w odnoszeniu sukcesów z Kobietami. I takie rzeczy są moim zdaniem trzy:
Po pierwsze sława – bycie rozpoznawalnym to niezwykły afrodyzjak i klucz do wielu kobiecych majtek, a sławnym nie trzeba być z TV/YT – sławnym jesteś tylko dla tych, którzy uważają, że jesteś sławny. Po drugie podróże – autor mimo wszystko dużo podróżował i przez to zawsze coś się działo, a to jest już DHV samo przez się. I trzy – podejście w stylu „I don’t give a fuck” – którego do końca jeszcze nie rozumiem, ale widzę, że coś w tym musi być.
I na koniec uwaga – ostatnie 150 stron mnie już zaczęło nużyć – nie wiedzieć czemu.