Michał Szafrański – Finansowy ninja
Książka o dziadowaniu. Serio. Mam mega mieszane uczucia co do tej pozycji, dlatego po prostu wymienię co jest w niej na plus i na minus.
Na plus na pewno to, że dokładnie, szczegółowo, skrupulatnie opisuje kolejne zagadnienia związane z finansami osobistymi. Konta, lokaty, ubezpieczenia, inwestycje, pracę na etacie i na działalności gospodarczej. Wszystko z dokładnymi wyliczeniami (autor popularnego bloga jest z tego znany) oraz opisem jak wszystko samodzielnie policzyć – np. na kalkulatorze finansowym. To zdecydowanie na plus, dlatego sięgnąłem po tę książkę.
Więc skoro jest tak dobrze to czego jest tak źle? Otóż autor pisze o dziadowaniu. Serio, tak to trzeba uczciwie nazwać. Dlaczego lepiej pić wodę z kranu niż ze sklepu, jak „karać” siebie za nadmierne wydatki, jak przerzucać pieniądze z karty kredytowej na konto oszczędnościowe (i z powrotem) żeby zarobić parę złotych.
Autor jest wzorowym przykładem osoby poruszającej się po pasie wolnego ruchu z książek MJ-a DeMarco. Potęga procentu składanego! Odkładanie przez kilkadziesiąt lat w bankach. Taki plan promuje autor. W obliczeniach podpiera się obliczeniami dla 4-procentowego zysku rocznie ponad inflację – a patrzę teraz w internet i widzę inflację w Polsce 4,4% i lokaty oprocentowane na 2,5 – 3%. Psu w dupę, nie wiem jak to inaczej opisać. Owszem, autor wspomina o inflacji i podatku Belki – ale nigdzie nie wyciąga wniosku, że opisywany przez niego plan po prostu się nie spina.
Długo by to jeszcze opisywać, a to ma być krótka recenzja. Książka mocno nierówna. Eklektyczna. Świetny rozdział o braniu kredytu na mieszkanie i fatalny o inwestowaniu.