Mateusz Jakubowski – Encyklopedia taniego zwiedzania
Tak naprawdę ta książka powinna się nazywać „Encyklopedia taniego dziadowania”. Dobrze czytacie – to książka o dziadowaniu. Polowałem na nią od dawna, a gdy w końcu ją dorwałem okazała się wielkim rozczarowaniem, nie wartym ani swojej ceny ani czasu poświęconego na przeczytanie.
Przede wszystkim – pierwsze 100 stron jest całkowicie do pominięcia. Gość relacjonuje tam np. jakie ubrania zabiera do bagażu, opisuje szczepienia jakie są wymagane w różnych egzotycznych krajach albo robi na 7 stronach listę tanich linii lotniczych, w tym również takich, o których sam pisze, że zawiesiły działalność albo zbankrutowały. Zamieszcza też screeny z wyszukiwarek lotów najbardziej popularnych tanich linii – Wizzair, Ryanair, EasyJet, Norwegian. To trochę mija się z celem, bo zakładam, że każdy kto sięga po tę książkę już kiedyś szukał tam lotów.
I tu dopiero przechodzimy do sedna. Bo umówmy się, że przytłaczająca większość sięgających po książkę robi to z nastawieniem żeby dowiedzieć się czegoś więcej o znajdowaniu tanich lotów. Nie noclegów, nie taksówek, nie pól kempingowych, tylko właśnie połączeń lotniczych. Dlatego pierwsze 100 stron książki jest całkowicie do pominięcia. Zasadnicza treść – czyli znajdowanie tanich lotów – rozpoczyna się dopiero w okolicach setnej strony i zajmuje ich niecałe trzydzieści.
Merytorycznie ta część jest okej, ale przyznaję, że nie znalazłem tam ani jednej informacji, której bym wcześniej nie wiedział. Są opisane OTA (Online Travel Agency), multiwyszukiwarki, jest Skyscanner, Kayak, Kiwi i Momondo, jest sugestia by korzystać z VPN-a, jest AZAIR i oczywiście Matrix, jest sugestia by pozapisywać się na newslettery i przeglądać fora branżowe, jest wytłumaczony open jaw, czyli powrót w inne miejsca niż z którego był wylot. Wszystko standardowe i znane od dawna, absolutnie nic nowego i nic wartego swej ceny. Mało tego, niektóre przykłady wyglądają wręcz komicznie – jak wtedy gdy autor pokazuje jak stosując jedną z metod znalazł loty do Gruzji za 238 zł, tyle tylko, że w tej cenie pobyt na miejscu musiał trwać 3 tygodnie! Dobrze, że nie 2 miesiące albo pół roku. Ten przykład jest tak niedorzeczny, że aż dziw bierze, że autor podczas pisania nie pomyślał, że w ten sposób wystawia się na śmieszność.
I gdyby jeszcze w tym miejscu się książka skończyła to trafiłaby na półkę „nic szczególnego” i po dwóch dniach już by się o niej zapomniało. Ale niestety autor później opisuje metody na tanie noclegi bądź wyżywienie i wychodzi wspominane wcześniej dziadowanie. Sugeruje kimanie poza centrum – żeby tylko było taniej. Rekomenduje spanie na lotnisku, bo można „poczuć się przez chwilę jak bezdomny”. Co za gość… Podpowiada by nie odpisywać na wiadomości z hotelu z prośbą o potwierdzenie rezerwacji – bo może wynajmą nasze miejsce komuś innemu i wtedy dostaniemy je za darmo. Serio, on tak napisał bez cienia żenady.
Aż wreszcie dziadowanie osiąga niebezpieczne stężenie gdy zachęca by w podróż zabierać własne zupki chińskie i mielonki, bo wtedy będzie trochę taniej. Czyli zamiast chłonąć nowe miejsce to dziadujesz aby tylko przyoszczędzić kilka złotych. Co za cebulak. Żeby już niepotrzebnie nie przedłużać to na zakończenie jeszcze kilka ogólnych uwag do książki: mnóstwo fragmentów (czy może nawet większość książki) jest żywcem przekopiowana z jego witryny, którą swoją drogą promuje co chwilę.
Ostatnie 45 stron czyli cały Aneks 1 to jeden wielki zapychacz, skopiowany, nie wnoszący nic wartościowego i w wielu miejscach już nieaktualny. Książka ma sporo literówek i drobnych błędów, ale bezbłędnie podaje reflink do Airbnb autora, bo dzięki temu będzie mógł zyskać trochę dodatkowych punktów. I chyba taki właśnie był cel tej książki. Niskim nakładem (kopiuj-wklej) podpromować siebie i swoją stronę. Dlatego nie polecam.